Choć bez kamuflażu, to zbliżałem się do stada mazurków.
Każdy większy i niepewny krok, a one w bok.
Choć uciekały
To powracały.
Będąc już jednak za blisko, nieważne jak nisko, wrócić nie chciały, na drzewie zostały.
Aż tu nagle zafurczało. Obok coś wylądowało.
Patrzy, zerka i zagląda, się przygląda i ogląda. Zjawa? Potwór? Czy to wróg?
Nic z tych rzeczy, to nasz druh.
Podrapała
Przeciągnęła
Obwieściła wnet mazurkom, że nie straszny pan z tą rurką.
Więc Mazurki się zerwały,
na kolację przyleciały.
I już człowiek im nie straszny, bo gdzie wróbel się boi, tam ciekawska sikorka stoi.
Taka komunikacja międzygatunkowa!